sobota, 27 stycznia 2018

Synestezja

Synestezja


Jak w słowach zatrzymać smak pocałunku,
Jeśli jeszcze ni razu żadnego,
Nie dane było mi poczuć tych ust,
Które natchnieniem są poematu (nie tylko) tego?

A gdybym miał na płótnie ślad pozostawić,
Wspomnienia miękkości kobiecego głosu,
To która z licznych barw, jako pierwsza,
Umoczyłaby koniuszek pędzla włosów?

I czy rzeźbiąc wyobrażenie dotyku skóry,
Która, nagą będąc, o tyle mniej jest szorstką,
Niż ta, którą (od narodzin) najlepiej znam,
To rozsądniej byłoby rzeźbić dłutem, czy zieloną gałązką?

Gdzie zatem na pięciolinii umieścić powinienem,
Brzmienie tego, że na myśl samą,
(o tobie)
W nozdrza zakrada się kwiecista woń,
A zaakcentować sekstą, kwintą, czy oktawą?

...chociaż tyle chciałbym wiedzieć.

Kiedy na parkiecie moich wszystkich zmysłów,
Postąpić mam kolejny krok,
Żeby w tańcu oddać to, 
Co mi (na twój widok) pragnie oddać wzrok?

Chociaż tyle mogłabyś mi powiedzieć...

środa, 24 stycznia 2018

Co bylo dalej?

Mezczyzna stanal przed pasami. Nie szedl dalej chociaz bylo zielone...
- Prosze go opisac.
Byl sredniego wzrostu. Sluchawki w uszach. Puchowa kurtka, granatowe spodnie, skorzane buty. Chyba desanty...
- Twarz?
Pucolowata. Mial czapke, ale chyba nie mial dlugich wlosow. Wypielegnowana, ciemna broda.
- Co bylo dalej?
Zielone swiatlo zaczelo migac, ale jezdnia byla pusta. Mezczyzna wszedl na pasy. Nie spieszyl sie...
- Wtedy to sie stalo?
Tak. Chwile pozniej nadjechal samochod. Czarne BMW, jakis sportowy model, nie wiem jaki, nigdy nie interesowalem sie motoryzacja...
- Prosze nie gubic watku.
Dobrze, przepraszam. Byl bardzo rozpedzony. Mialem wrazenie, ze jeszcze przyspieszyl, tak jakby nie chcial czekac az zapali mu sie zielone swiatlo, albo nie widzial przechodnia. Zaczal hamowac dopiero wtedy, gdy mezczyzna przelecial mu przez maske.
- Zginal na miejscu?
Nie jestem pewien, ale wydaje mi sie ze nie. Mialem wrazenie, ze probowal sie podniesc, chociaz niezle go poturbowalo. BMW zatrzymalo sie kilka metrow za pasami, jeszcze przed skrzyzowaniem. Z auta wysiadl wysoki facet w czarnym garniturze. Mial ciemne szkla i fedore z szerokim rondem na glowie, chociaz bylo ciemno.
- Widziales go juz kiedys? Przypominal ci kogos znanego?
Tak, ale nie jestem do konca pewien kogo. Byl daleko, nie wychwycilem zbyt wielu szczegolow. Facet w garniturze podszedl do tego lezacego. Tamten chyba sie poruszyl. Na poczatku myslalem, ze chce mu pomoc. Nachylil sie nad nim i chyba cos do niego powiedzial. Potem wstal, obrocil sie i zaczal wracac.
- Wygladal na poddenerwowanego albo zszokowanego wypadkiem?
Nic na to nie wskazywalo. Byl opanowany, jak gdyby nic sie nie stalo. To byl straszny widok, zwlaszcza po tym co wydarzylo sie chwile pozniej.
- A co bylo pozniej?
Zatrzymal sie i siegnal lewa reka za pazuche marynarki. Myslalem jeszcze wtedy, ze chce wyciagnac telefon, zeby zadzwonic po pogotowie, ale...
- Prosze kontyuowac. Wiem, ze to dla ciebie trudne, ale to bardzo wazne dla sprawy.
Wyciagnal okragly, metalowy przedmiot. Niewielki. Nie zauwazylem wczesniej, zeby cos wypychalo mu marynarke.
- Co to bylo? Pistolet?
Nie, cos o wiele gorszego... Rzucil tym w lezacego. Przedmiot odbil sie od jego glowy i otworzyl w powietrzu, a cialo poszkodowanego zamienilo sie w swiecacy hologram i wlecialo do srodka!
- Pokeball...
Barry wylaczyl dyktafon i schowal do kieszeni z tylu spodni.
- Na dzisiaj wystarczy. Twoje zeznania z pewnoscia okaza sie pomocne w  rozwiazaniu tej zagadki. Jesli bedziesz potrzebowal pomocy, zeby poradzic sobie z tym, czego doswiadczyles, sluzymy pomoca. Mamy swietnych terapeutow.
Dziekuję...

wtorek, 23 stycznia 2018

Pani mnie prowokuje

Pani mnie prowokuje do prawienia komplementów!
No proszę pani, jak to tak można?
Co dzień się nie starać, a mimo to
Być Stradivariusem wśród smyczkowych instrumentów.


Pani przestanie się w ten sposób zachowywać!
Ile można bezustannie się uśmiechać?
Pani się nie boi, że dostanie zmarszczek,
I gdy młodość przeminie, przeminie radość żywa?


Pani jest chyba niepoważna!
Jak inaczej można śmiać się,

Kiedy mróz za oknem trzaska?
Skąd pani jest taka odważna?


     I dlaczego się nie boi rzucać dowcipami,
     Kiedy niepogoda, kiedy zwykła trwoga,
     Odbierając ducha patriotyzmu narodu,
     Krajobraz wypełnia ponuremi obrazami.


          Skąd ta radość w żyłach płynie?
          Proszę zdradzić tajemnicę,
          I otworzyć wnet przede mną,
          Swego szczęścia skarbnicę.


               Pani kiedyś wspominała, o ile dobrze pamiętam,
               Że to wszystko poza jest, dyrdymał na zakrętach,
               Że ten kwiat rozkoszy, cały barwny, kolorowy,

               Co we włosy jest wpleciony, to znak morowy,
               A ten zapach, co w powietrzu, gdyś w pobliżu,
               Wisi i w nosie swędzi niczym chryzantema,
               To są zwykłe feromony, to jest zwykła ściema.

Mimo wszystko, to powiem teraz szczerze całkiem,
Że czasami i mnie się zdarza być manipulantem,
Może temu lubię panią, że mnie pani tak uwodzi,
Jeśli nie, to już sam nie wiem, o co tutaj chodzi!

poniedziałek, 22 stycznia 2018

SKROMNOŚĆ (subtelny przekaz podprogowy)

treśćty  chwersó  wniemaw  kszeg  oznacze  niajest
totekst  napisan  ytylkoi  wyłączn  iepotoż  ebymócz
kolejny  chliter  utworzy  ćmasędo  ulepien  iawięks  
zejcało  ścipisz  ętesłow  abeznam  ysłunie  przejmu
jącsięt  ymjakik  tojeodc  zytaczy  wtakiej  kolejno
ściczyw  innejni  emamoch  otysięn  adtymza  stanawi


         aćchoci  ażmęczy  mnietob  ezustan
         niecozt  egożeto  wszystk  ografom
         aniaczy  grafoma  nianiem  ożeuros
         nąćdopo  ziomusz  tukiwsp  ółczesn
         ejmalar  stwojuż  osiągnę  łotenpo
         ziompoe  zjateża  lejakoś  niejest


         popular  nawprze  ciwieńs  twiedoo
         brazówz  aktórel  udziepł  acąmili
         onyojni  echcemi  sjużp  isale
         tekstum  usibyćd  użożeby  mmógłco
         śzniego  wyrzeźb  ićchcia  łbymspr
         óbowaćz  robićta  kimałyp  rzekazi

              
kpodpro  gowytak  isubtel  nytycit  yciniez  auważal
nyalepr  zemawia  jącydoo  dbiorcy  wsposób  bardzow
yrazist  ypamięt  amkomen  tarzbod  ajżeled  zeppeli
nkiedyz  ostalio  skarżen  iosatan  izmboja  cyśtamp
urytańs  cyczyin  niprote  stujący  mnisicz  yksięża
puścili  sobiest  airwayt  oheaven  odtyłui  dosłysz


elisięt  amszata  ńskichp  ochwałB  odajżeJ  immyPag
eToPowi  edziałG  dybyśmy  Świadom  ieUmies  zczaliJ
akiśPod  progowy  Komunik  atWNasz  ychPios  enkachT
oByłbyO  nOTreśc  iKupujc  ieWięce  jNaszyc  hPłytby
łototro  chęprze  śmiewcz  etrochę  sarkast  yczneid
lategow  łaśniez  apadłom  iwpamię  cijeste  mczłowi


ekiemle  niwympi  sanieto  rzeczdl  aludzip  racowit
ychzdys  cyplino  wanychk  tórzysu  miennie  myśląna
dkażdym  słowemz  animcok  olwiekw  prowadz  ąnapapi
erczyto  elektro  nicznyc  zyanalo  gowymis  iętakni
echcęcz  asamita  krobięa  lezazwy  czajnie  mamdote
gogłowy  wylewam  myślija  kmlekod  okawywy  chodząp


otemzte  goróżne  kwiatki  jaknapr  zykładt  enbawię
siębawi  ęsięsam  zesobąb  onikomu  innemun  iepodob
asiętoc  orobięi  dobrzew  ięcejza  bawydla  mnineie
muszęsi  ęprzejm  owaćżej  aknapis  zęcośni  etaktos
tracęod  biorców  niemusz  ęnikogo  udawaćj  edynery
zykojak  ieponos  zętoryz  ykoauto  krytyki  ażeczęs


tołapię  sięnaty  mżejest  emwobec  siebiem  ałolubn
awetbez  krytycz  netotor  yzykoje  stzniko  me.end.





3 POZIOMO
6 PIONOWO
POZDRO DLA KUMATYCH

Jaka szkoda...

Napisałem dla ciebie tomik wierszy
I kupiłem wielki bukiet kwiatów
Zaprosiłem cię na spacer
I do restauracji
...jaka...

W ciemnym kinie chwyciłem cię za dłoń
I pomogłem ci ubrać twój płaszcz
Otworzyłem nad tobą parasol
Kiedy padał deszcz
...szkoda...

Zaniosłem cię do łóżka i przykryłem
Gdy zmęczona zasnęłaś na filmie
Kupiłem miód i cytryny
Kiedy miałaś katar
...że nie...

I jeszcze wiele tego wszystkiego byłoby
Gdybyś tylko poza moją wyobraźnią
Chociaż raz pokazała mi
Że ty naprawdę
...istniejesz...

środa, 17 stycznia 2018

Jak zostać wierszopisem

Jak wiersz napisać, pewnie
sobie
zadajesz
to pytanie, wciąż
ale nic nie przylatuje
do
twojej głowy
tak jak muchy do lepu
zawieszonego
pod lampą

Jak zostać poetą
wciąż nie wiesz
czy wiedzieć nie chcesz

Pisz, zrzucaj słowa w dół
niech wzrok czytelnika
za twą myślą goni
czasem
jak kamień
a czasem
jak piórko
takie wiesz
małe

A rymy? A daj
spokój
Rymy są dla
takich co
potrzebują swój brak
talentu
brak
sensu
brak

Zakryć miłym słówkiem, co się miło czyta i w ogóle to jest tak super fajnie i miło
nie?
Już wiesz?
Jak pisać wiersze?
Nie
Jak zostać poetą?
Nie
To może ci to niepisane

piątek, 12 stycznia 2018

Opisy filmików dla tych, którzy wolą czytać niż oglądać: #1. Nieśmiałość


Fortepian, mollowym adagiem, rozpoczyna swą muzyczną opowieść. Jest sam. Solo. Nikt mu nie przerywa. Nikt nie przeszkadza. Wprowadza nas w magiczny świat napisów początkowych.

"studio eksperymentalne"
"WYTWÓRNIA A'YoY"

Głosi napis, który czystą bielą wyrywa się z silnego uścisku czarnego tła. Pod nim, wesoły człowieczek pokazuje nam swoje plecy. Na wieczność, zatrzymano go w swawolnym podskoku. Obraz niknie w oczach. Jednocześnie, z ciemności wyłania się kolejny szyld.


"przedstawia film:"


Nie mamy wiele czasu, aby nacieszyć oko równą, szeryfową czcionką. Napis rozwiewa się niczym papierosowy dym wypuszczony w ciemną, zimową noc, przez okno balkonowe.

"Nieśmiałość"

Już po chwili instrumenty smyczkowe dołączają się do żałosnej ballady króla instrumentów klawiszowych.

"w jedynych rolach:"


Gitara nie mogła dłużej wytrzymać w milczeniu! Słychać, jak skromnie szarpie w tle, pozbawione oktaw triady harmoniczne.

"Joanna Kołaczkowska" 

Kompozycja przestaje być smutna i żałosna. Całość nabiera kolorytu. Ciepło emanuje spomiędzy konsonansów i ogrzewa nasze uszy.

"Dariusz Kamys"

Głośniki, radośnie pozwalają wydobywać się dźwiękom na światło dzienne, a one, z wdzięcznością rozchodzą się we wszystkie strony, tak jak zmarszczki na wodzie, po zaburzeniu jej spokoju, wrzuconym w toń kamieniem.

"Zdjęcia:" 

Fortepian niczym harfa smaga akordy płynnymi glissami.

"Radek Pająk"

Całość, jak gdyby przygasa. Muzyka cichnie odrobinę.

"Rege:"

Czujemy napięcie, chociaż natężenie akompaniamentu opada zamiast narastać.

"Joanna Kołaczkowska"

Wtem, zaskakuje nas obraz! Wyłania się z ciemności! Możemy się poczuć tak, jak noworodki, które dopiero co wyciągnięto z łona.
Ona stoi w oddali. Trzyma coś w rękach. Nie jesteśmy w stanie dostrzec, co to jest. Jeszcze nie... Wiatr pozwala jej włosom unosić się i opadać. Smaga jej skąpo ubrane ciało! Obok, jeszcze na tym samym planie kompozycyjnym, stoi ono.
Drzewo.
Nie ma liści na gałęziach. W tle, samochody przemykają od lewej do prawej, ginąc bezpowrotnie za krawędziami ekranu.
Niebo jest zachmurzone, a cienie rozproszone. Mamy wrażenie, jak gdyby wcale ich nie było.
Dziewczyna ma na sobie tylko bluzkę w kolorze bordo lub brązu, czy raczej bordowo-brązowym.
Kłamałem.
Jest jeszcze spódnica.

Temat muzyczny powraca do nas we wspaniałym crescendo.
Klawesyn, niczym, chcący schudnąć, fan KFC, wspina się pasażem po schodach pięciolinii. Kiedy tylko uda mu się wejść na szczyt, zaraz z niego zbiega i cały spocony powtarza serię.
Ale nie za głośno. Nadaje całości tylko cichego rytmu, aby utrzymać ją w ryzach.

Z naprzeciwka i chyba też zza krzaka, idzie on. Szara, dobrze skrojona marynarka z za krótkimi rękawami odsłania mankiety pomarańczowej koszuli, która okrywa dobrze zbudowany tors. Wysoka trawa, która porasta łąkę, nie pozwala nam dostrzec jego butów. Zdaje się,  że mężczyzna sunie, a nie kroczy. Czy idzie do niej?

Możemy obejrzeć ją z bliska. Widzimy wyraźnie ostry kontur jej zgrabnego profilu. Krótkie, nawet niesięgające ramion, ale za to niezwykle gęste włosy falują na wietrze.
Kwiaty. Zagadka pierwszej sceny rozwiązana. To kwiaty obejmuje silnymi rękoma!
Zwykłe, łąkowe, żółte i drobne. Skromny bukiet skromnej dziewczyny. Jej widok wzbudza chęć zapisania się na kurs malarski. Stoi. Czeka. Patrzy gdzieś w dal. Czy patrzy w jego stronę? Czy czeka na niego?

A on idzie. Nie za szybko i nie za wolno, ale zdecydowanie. Kolana rozchodzą mu się na boki, jak gdyby za ciasne i swędzące majtki uwierały go w kroczu. Dlaczego on idzie w taki sposób?

Ponownie ją widzimy. Perspektywa się nie zmieniła, mimo to jesteśmy zaskoczeni. Dziewczyna odwraca się w naszą stronę! Włosy wpadają jej do oczu, ale nie przeszkadza nam to. Wreszcie widzimy jej twarz! Brwi, oczy, nos, usta i podbródek. Widzimy emocje, które są na nich wypisane! To obojętność. Powaga i opanowanie.

Niespodziewanie, mężczyzna wypełnia kadr. Widzimy go, tak jak ona go widzi. Równo ogolony zarost, kanciasta głowa. Odstające uszy i włosy uczesane przez samego boga wiatru.
"Przepraszam panią bardzo..."
Odczytujemy u dołu ekranu inskrypcję w momencie, w którym jego usta się poruszają, chociaż nie dane jest nam usłyszeć ludzkiego głosu.
Wydaje się, że kobieta jest zdziwiona. Nie rozumie, dlaczego on do niej przyszedł. Czeka tu na kogoś innego, a on przeszkadza jej w prowadzeniu rozmyślań i głębokich refleksji.
"Czy ja mógłbym..."
Mężczyzna na moment wbija wzrok w podłoże. Widać, że się waha. Z trudem wydobywa z siebie głęboko ukryte pokłady odwagi, żeby dokończyć rozpoczęte właśnie zdanie.
"panią...zgwałcić?"
Jesteśmy zaszokowani! Co za bezczelny typ! Jak on może tak w środku łąki, w biały dzień, podchodzić do pięknej kobiety z kwiatami i zadawać takie wulgarne pytania?! Jak ona na to zareaguje? Jesteśmy trzymani w świadomie wyreżyserowanej niepewności. Podręcznikowy przykład zabiegu nazywanego suspensem, który został tu zastosowany z zegarmistrzowską precyzją.
"Nie."
Krótka odmowa kończy się stanowczą kropką, ale nie dostrzegamy złości w wyrazie twarzy białogłowej. Powoli, maluje się na nim zgoła odmienne uczucie.
"Przepraszam..."
Żegna ją tym słowem casanova od siedmiu boleści. Rzuca kilka ostatnich spojrzeń w jej stronę tak, jak gdyby chciał ją zapamiętać. Jest zrezygnowany. Jest bezsilny. Melancholia spływa po jego twarzy gęstymi kroplami, chociaż wcale nie jest spocony. Odwraca się. Już na nią nie patrzy.
Ona, ani na chwilę nie odwróciła wzroku. Lekko rozchyla usta i rozszerza źrenice. Nic nie mówi, chociaż zdawać by się mogło, że tysiąc słów przemyka w jej myślach, jak stado antylop gnu ratujących życie ucieczką przed gepardem.
Czy żałuje swojej decyzji? Czy chciałaby, żeby wrócił?
Mężczyzna odchodzi. Jego plecy oddalają się w stronę wspomnianego na wstępie drzewa bez liści. Każdy jego krok wzbudza w nas chęć wyciśnięcia z oczodołu jednej małej łzy współczucia. Żalu. Mimo iż czujemy pogardę do bohatera, to gdzieś, w głębi duszy, wzbudził on naszą sympatię.

I wtem! Zatrzymał się!
Ale tylko po to, żeby zapiąć rozporek, co sugerują ruchy jego rąk. Rusza dalej za swój krzak.

Wiatr nie ma litości dla twarzy naszej bohaterki. Nie jest jednak na tyle silny, aby osuszyć łzy, które spływają po kształtnych policzkach. Drży jej dolna warga. Usta wykrzywiają się w symbol żałości, jakim jest podkowa zawieszona na gwoździu. Nie jest w stanie powstrzymać rozbudzonej rozpaczy. Nie potrafi pożegnać nas uśmiechem i sprawić, żebyśmy zapamiętali ją jako tą wesolutką dziewuszkę z pierwszych ujęć.
Ekran ciemnieje. Nadszedł czas na napisy końcowe.

"Fine"

Na fortepianie, pianista, albo pianistka! Brawa.
Na smyczkach, skrzypkowie i skrzypaczki, mężczyźni i kobiety, które grały na altówkach, wioliniści i wiolinistki, oraz kontrabasiści, bo nie widziałem jeszcze kobiety grającej na kontrabasie! Brawa.
Na gitarze, gitarzysta lub gitarzystka! Brawa.
Na innych instrumentach, wszyscy inni muzycy płci męskiej i żeńskiej. Brawa!

https://www.youtube.com/watch?v=W-BU162LLQQ
Anna siedziała w poczekalni. Tego dnia, tak jak pół tuzina innych osób, przyszła do szpitala, żeby oddać krew. Robiła to po raz pierwszy w życiu. Nie stresowała się. Myśli o darmowej czekoladzie były wystarczająco donośne, żeby skutecznie zagłuszyć wszystkie inne. Anna była Skeleriskenistką. Była uzależniona od czekolady. Nigdy nie zdecydowałaby się na oddawanie swoich życiodajnych płynów, gdyby nie to, że wszystkim jej dilerom kakaowych tabliczek skończył się towar. Sklepowa jej nie interesowała. Uważała, że akcyza jest mocno zawyżona, a mleko oszukane i za mało tłuste. Potrzebowała prawdziwej czekolady. Sprowadzanej przez przemytników pieszym, górskim szlakiem prosto ze Szwajcarii.
Kolejny dawca został zawołany do sali zabiegowej. Drzwi się zatrzasnęły. Na korytarzu ponownie zapanowała cisza, którą przerywały tylko nieregularne dźwięki brzęczenia jednej z przepalonych lamp.
Beznamiętna sterylność.
To określenie w najlepszy sposób oddawało charakter długiego korytarza, w którym Anna, wraz z innymi uzależnionymi czekała na odebranie sobie krwi.
Z pomieszczenia, w którym przeprowadzano próbne badania wyszła pielęgniarka.
"Pan Stefan Bato..."
Przeraźliwy krzyk dobiegający zza zamkniętych drzwi sali zabiegowej przerwał jej w trakcie wyczytywania.
"Pan Stef..."
"Aaaaaaaauuuuuu" kolejny jęk, a po nim dźwięk ciała upadającego bezwładnie na ziemię.
"BATOROWSKI!" puściły jej nerwy.
Chudy mężczyzna, lat około trzydzieści, podniósł się słabo z krzesła. Anna kątem oka widziała jak trzęsą mu się ręce. Za paznokciami miał czarne ślady po najtańszej, marketowej. Był podręcznikowym przykładem tego, co czekolada potrafi zrobić z człowiekiem.
"Przykro mi, nie może pan dzisiaj oddać krwi." oznajmiła pielęgniarka.
Łza spłynęła bezszelestnie po wychudłym policzku pokrytym zaniedbanym, posiwiałym zarostem.
Puste oczy nabrały koloru. Koloru żalu i niemej bezradności.
"Ja muszę. Cukier. Pani coś zrobi... Proszę..." wyjąkał głosem o sile paproci parapetowej.
"Przykro mi. Oddawał pan krew wczoraj." pielęgniarka była nieustępliwa.
Mężczyzna usiadł zrezygnowany i schował twarz w dłonie. Jego ciche pochlipywanie pobrzmiewało dysonansem wraz z nieustępującymi jękami dochodzącymi z sali zabiegowej.

Anna było niewzruszona zaistniałą sytuacją. Nie dostrzegała tego, do czego może doprowadzić jej niewinny nałóg. Zaczęła jeść pół roku temu. To zbyt krótko, żeby nabrać przeświadczenia tego, jak czekolada rujnuje jej życie. Bez namysłu zdecydowała się na spotkanie z kaniulą dożylną. Bez cienia myśli o tym, co może ją spotkać podczas zabiegu.

Jęki słabły z każdą minutą oczekiwania. W końcu w ogóle ucichły.

Drzwi sali zabiegowej uchyliły się.

Ukazał się w nich mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu na głowie. Dzięki poprzedniemu zdaniu, jego tożsamość wciąż pozostaje tajemnicą. Ciężkim krokiem wydostał się na korytarz. Ciągnął za sobą czarny worek, który pękał w szwach.
"Który to już dzisiaj?" zapytała recepcjonistka podchodząc po pakunek.
"Przestałem liczyć po piątym..." mruknął chrapliwym głosem "kiepski dzień na oddawanie krwi. Mało kto wytrzymuje."
Kobieta zaciągnęła worek za ladę. Wezwała kuriera.
"Kto następny?"
Recepcjonistka bez słowa wskazała ruchem głowy na Annę, która od głodu kakaowego zaczęła się już jakiś czas temu obficie pocić. Mężczyzna w czarnym płaszczu uśmiechnął się ponuro.
"Zapraszam" niemalże szepnął, patrząc prosto w jej uzależnione oczy.

The Clearless Journey