wtorek, 9 stycznia 2018

3 HISTORIE, KTÓRE NICZEGO W TWOIM ŻYCIU NIE ZMIENIĄ!

BRUK

Barry niespiesznie wracał z pracy. Chodnik, po którym leniwie stawiał nogę za nogą, 
był pełen przechodniów. Jezdnia była zatłoczona. Samochody częściej stały w korku, 
niż rozpędzały się do dopuszczalnej szybkości. Rowerzysta nadjeżdżał z naprzeciwka. 
Barry widział, jak podskakuje na kocich łbach. Trzymał kierownicę tylko w lewej ręce. Prawą co jakiś czas podnosił do ust. Trzymał w niej tekturowy kubek z kawą. 
Dmuchał na nią. Była gorąca. 

Czapka garnizonowa zsuwała mu się na oczy za każdym razem, kiedy wjeżdżał w dziurę. 
Mały, srebrny orzełek, połyskiwał nad pasmem niebieskiego materiału. Tak bardzo chciał odlecieć. Uciec. Przeczuwał to, co się wydarzy. 
Zrobiłby to. 
Nie zrobił. 
Został wcześniej przyszyty. 
Zawartość jednorazowego naczynia radośnie przechylała się od burty do burty. 
Rowerzysta był gotów, żeby wziąć pierwszy łyk. 
Wzniósł ramię. Przyłożył tekturę do delikatnych, męskich ust. 
Ciecz gorąco przywitała się z językiem. 
Zmarszczył brwi. 
Wykrzywił usta w nienawistnym grymasie. 
"Jak to kurwa bez cukru?"
Stracił panowanie.
Najpierw nad sobą.
To nie on. To złość sprawiła, że niewinna dłoń, która jeszcze nie tak dawno cieszyła się ciepłem emanującym ze świeżo polanej kawy, zmieniła się w pięść. 
Tektura nie radziła sobie z negatywnymi emocjami. Kubek przybrał nowe imię. 
Od tej pory wołano na niego "Gniot". Przestał być sobą.
Gorący płyn, który pod wpływem wyżej wspomnianych emocji wydobył się z tymczasowego naczynia, odnalazł nowy dom na najbliższej twarzy.
Parzyło. Cierpiał. Wrzeszczał. Odrzucał głowę na prawo i lewo. 
Nie patrzył pod koła.
Wjechał w kolejną dziurę. Była większa od poprzednich.
Stracił panowanie.
Tym razem nad rowerem. 
Bicykl wpadł w niekontrolowany slalom, który mógł doprowadzić tylko do jednego. 
Upadł. 
Garnizonówka potoczyła się kilka kroków dalej i opadła w kałużę. 
Pozbawiony godności policjant podniósł się z ziemi. 
Nie złapał zająca. Złapał swój rower. 
Odrzucił go na środek jezdni. 

"Sram na taką nawierzchnię!" wykrzyczał z twarzą w bąblach.

Jak powiedział tak zrobił. Rower wylądował na torowisku. Tramwaj nadjeżdżał swobodnie
po pasie zarezerwowanym dla ruchu szynowego. 
Motorniczy. Motorniczy z niczym się nie liczy. Ciężkie, stalowe koła, bez większego oporu, zrobiły z przeszkody dwa monocykla. Tramwaj zatrzymał się dopiero na przystanku, sto metrów dalej. 
"Mój pieprzony rower!" zawołał mężczyzna.
Biegł. Zaklinał się, że dorwie motorniczego i wyrówna z nim rachunki. 
Rower był komunijny.Próbował podciągnąć opuszczone spodnie. Potykał się.

Barry kończył papierosa. Dogasił dymiący niedopałek. Wyjął telefon. Wybrał numer.
Policja nadjechała na sygnale. 
W ramach akcji "SPRZĄTAJ PO SWOIM PSIE" komisarz włożył dłoń 
w plastikową reklamówkę. Nachylił się. Podniósł to, co wyszło z jego podwładnego. 
Zawiązał worek. 
Wsiadł do środka. 
Zasalutował do Barrego. Barry zasalutował do komisarza.
Radiowóz odjechał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Clearless Journey